Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi arturbike z miasteczka Elbląg. Mam przejechane 49104.54 kilometrów w tym 2836.30 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.23 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 484789 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy arturbike.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 120.00km
  • Teren 80.00km
  • Czas 08:20
  • VAVG 14.40km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Kalorie 5050kcal
  • Podjazdy 1012m
  • Sprzęt TALON 0_29er
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Akcja Czołpino

Sobota, 18 października 2014 · dodano: 25.10.2014 | Komentarze 0

Czołpino, cała ekipa pod latarnią morską :-)
Czołpino, cała ekipa pod latarnią morską :-) © arturbike


PARĘ FOTEK Z WYJAZDU



Zaległa latarnia z letniej wyprawy Szlakiem Latarni Morskich siedziała mi niczym cierń w oku.

Długo planowałem dopełnienie dzieła. Aby wystąpić o srebrną odznakę miłośników latarni morskich "BLIZA", musiałem zdobyć ostatnią z dostępnych i wymaganych latarni. Latarenka, która mi zalegała to Latarnia Morska w Czołpinie.

Po sprawdzeniu wszystkich ważnych informacji, ustaliłem datę wyjazdu na eskapadę. Rozesłałem wici, pisząc najgorszy scenariusz jaki mógłby się przytrafić podczas realizacji wyjazdu.

Na starcie 18 października stawiło się nas czworo i po drodze do zgarnięcia mieliśmy jedną osóbkę z Tczewa.

Parę minut przed szóstą zapakowaliśmy się do pociągu i godzinę później przechwyciliśmy Kaśkę z Tczewa.

O 9'am dokonaliśmy ewakuacji z bany i już na kółkach ruszyliśmy na wcześniej wyznaczony szlak.

Nasza dróżka wiodła przede wszystkim asfaltami, zależało mi na jak najszybszym dotarciu do latarni. Jazda asfaltem wśród kierowców- debili to żadna frajda. Nam, a właściwie mi jedno auto zostawiło może pięć centymetrów luzu po między moją kierownicą, a swoim lusterkiem. To był akt absolutnej głupoty, aby nie napisać s.......a.

W drodze do Czołpina gdzie usytuowana jest latarnia, musimy zajechać do Dyrekcji Parku Słowińskiego w Smołdzinie. To tu czeka na nas strażnik parku z pieczątką latarnianą. Dlaczego ???? tu ?, ano dla tego że;

- latarnia morska z dniem 1 października jest już niedostępna do zwiedzania indywidualnego;

- park i jego pracownicy urzędują od poniedziałku do piątku;

- Wcześniej dzwoniąc poprosiłem o pomoc w załatwieniu mojej sprawy właśnie w sobotę, no i udało się. Co prawda lekko spóźnieni, no ale ponoć nie był to problem. Zadowolony, że paszport jest już uzupełniony, ruszyliśmy w kierunku Czołpina i na miejscu już wdrapaliśmy się na górę i stanęliśmy u podstaw latarni. Piękna słoneczna pogoda, temperatura w miarę przyzwoita i ogromne zadowolenie z osiągniętego pierwszego dużego celu. Tak mogę określić stan ducha na tą chwilę :-).

Po krótkim odpoczynku i popasie ruszamy dalej na szlak. Kolejny duży cel to Kluki, ze swoją wieżą widokową i pomostem. w Klukach mijamy skansen starej zabudowy oraz stary cmentarz. Skansen również był zamknięty. Sezon zimowy rozpoczęty. Zaliczamy wieżę i pomost. Sprawdzam mapę i wytyczony przeze mnie szlak. Jest dobrze, jesteśmy w punkcie. Jadąc dalej wytyczoną dróżką, wbijamy się w szlak żółty. Co prawda miałem plan aby objechać błoto i bagna w Klukach, bo wiedziałem, że łatwo nie będzie, wpakowałem ekipę w jeszcze większy shit. Dojechaliśmy do takiego momentu, że woda wychodziła pod naciskiem opon rowerowych i ciężaru naszych ciał. Szybki odwrót i dzida na asfalt w poszukiwaniu innego wjazdu na wyznaczoną wcześniej dróżkę. Jadąc, patrzę na mapę i wychodzi, że wracamy drogą którą tu dojechaliśmy. No tak być nie może. Nie jeździmy tymi samymi dróżkami. Jedziemy i bardzo  uważnie rozglądamy się gdzie by tu skręcić. Na naszej drodze pojawia się lokers na rowerze. Chwila pogaduch, przedstawiłem swój plan, a jego decyzja jest prosta. Musimy wrócić na bagna, a tam skręcić w prawo za tablicą z informacją o lekko podmokłym terenie i lokalnych podtopieniach. Powiedział również, że jego siostra wczoraj pojechała tą drogą i, że nie trzeba być w czerwonych beretach aby tamtędy pojechać :-P.

Długo nie zastanawiając, zarządzamy odwrót i ponownie pakujemy się na bagna. Daliśmy radę przebrnąć przez ten teren, lecz nie obyło się bez kilku zmoczeń.

Słoneczko, które to przez cały dzień nam towarzyszyło znika za wierzchołkami drzew. Temperatura zaczyna spadać i ponownie wzrasta wilgoć. 

Z Kluk nasza droga prowadzi absolutnie terenem. Poruszamy się także starymi traktami drogowymi, które już nie są uczęszczane i mocno zarastają. Na szczęście drzewa, które wyznaczają drogę są okazałe i póki co nikt nie berze się za ich wycinkę. Jazda w terenie powoduje również, że czas strasznie się nam kurczy i po analizie czasowo-odległościowej widzę, że nie damy rady dojechać w wyznaczonym czasie do Gdyni. Obieram nowy plan. Dobijamy do Lęborka, robimy dobry popas na ciepło i pakujemy się do bany aby dojechać do Gdyni i / lub najlepiej Gdańska.

Po przejechaniu  kolejnych kilometrów w terenie zrobiło się ciemno, a plan na super popas pomału legł w gruzach.

W okolicach Wsi Lęborskiej wbijamy się na asfalt i tu już dość dobrym tempem obieramy kurs na dworzec w Lęborku. Około 19' dobijamy do celu. Jesteśmy w Lęborku. Szybciutko do kasy po bilety na pociąg, a pani w okienku z wielkim zdziwieniem informuje mnie, że najbliższy pociąg do Gdyni mamy za dwie godziny !!!! Oznacza to, że nie damy rady dojechać na 22.18 do Gdańsk i że nie mamy czym się dostać do Elblaga i Tczewa. Uuuuuuuu i tu mi skrzydełka opadły poniżej ......... :-)

Lekko zmęczeni i z wielką nadzieją na  znalezienie  innego pociągu, zawiśliśmy wszyscy nad rozkładem jazdy i zaczynamy układać plan podróży. Jak by nie patrzeć mamy transport tylko do Tczewa. Dobre tyle, najważniejsze, że Kaśkę odstawimy do domu (y).

Mając dobre dwie godziny udajemy się do pobliskiego baru. Jest git, ciepłe posiłki, gorące i zimne napoje. Ceny nawet znośne. Podczas konsumpcji czaszkujemy nad transportem z Tczewa do Elbląga, ale idzie nam słabo. W pewnym momencie niczym ,,Pomysłowy Dobromir'' wpadam na wariacki pomysł w który wkręciłem Kaśkę, gdzie po chwili okazał się pomysłem genialnym !!!!. A mianowicie poprosiłem Kasię aby zatrzepała rzęsami niczym ,,żyrafka'' do MKlosa co by nas podrzucił do Ebowa swoim autem. Zgodził się !!!! (y) Bingo, teraz to już tylko zakupy w GS'ie i w drogę na dworzec.

Około północy lądujemy na DK Tczew, gdzie już czeka na nas Mirek. Pożegnaliśmy Kaśkę Kasię, zapakowaliśmy rowery do fury i obudziłem się w Elblągu pod apartamentem Komara. Jakoś szybko ten czas zleciał :-P.

Reasumując.

Eskapada choć nie w całości zrealizowana to uważam wypad za przedni. Dwa duże cele osiągnięte, integracja z lokersami zaliczona, wielogodzinna jazda w dość trudnych warunkach, wyjazd bez awarii.

Dzięki wielkie dla całej ekipy ; Kaśka Kasia, Sebastian vel. ZADLO, Robert, Sylwek   za towarzystwo, wspólne kaemy, super zabawę rowerami.

Ogromne podziękowania dla Mirka, za pomoc w ewakuacji z Tczewa do Elbląga.




Kategoria do 200 km



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!